Pożar na Tamce

Na Tamkie pod trzynastką pożarną straż wezwali.
Z ratusza pełnym gazem na fonie wyjechali.
I pędzim przez Krakowskie, Śródmieście zapychamy
I na Tamkie na dół natenczas zajeżdżamy.

A tu się pali jak cholera, jak cholera, jak cholera.
Ogień bucha jak cholera, nie wiadomo skąd.
A naród stoi, łeb zadziera, łeb zadziera, łeb zadziera.
A tu się pali jak cholera, z każdej strony swąd.

A wtem na trzecim piętrze gość jakiś z dala drze się:
„Ratujcie bo się palę, zajęli spodnie mnie się”
Ktoś krzyknął: – „Skacz pan w siatkę!” do niego strasznym głosem.
Gość skoczył, ale obok i zarył w jezdnię nosem.

A tu się pali …

A wtem z przeciwnej strony zajeżdża pogotowie.
Gość leży na asfalcie i ma trzy dziury w głowie
I nagle jak nie wrzaśnie przy ludziach bez krępacji:
„Ratujcie moją babcię zamkniętą w ubikacji!”

A tu się pali …

Natenczas jeden strażak w zmoczonym kombinezie
Po tego gościa babkę na grandę w ogień lezie.
Za chwilę jest z powrotem i trzyma parę kapci,
I mówi do faceta, że to są resztki z babci.

A tu się pali …

Walczyli my z tym ogniem na Tamce pod trzynastką
I pożar był widoczny nad całym prawie miastem,
Toporki byli w ruchu, ulice byli w wodzie,
Walczyli my z tym ogniem, aż podziw był w narodzie.

Trzy godziny my walczyli, my walczyli, my walczyli,
Bo strażaki w takiej chwili bardzo dzielne są.
Wszyscy my się napocili, napocili, napocili,
Trzy godziny my walczyli, aż się spalił dom.

D A7
D
G
D A7 D

D A7 D
A7 D
D A7 D
A7 D