Żyli raz pan i pani zbyt dobrze wychowani
Kultura ich niezwykła służyła za przykład.
Wytworny mieli pałac, w garażu Lancia stała,
A po posadzkach lśniących snuł się rój służących.
Ponadto przez dzień cały w pałacu królowały:
Ref. High life, bon ton,
Savoir vivre, pardon.
W pożyciu nawet bliskim o formy dbali wszystkie
Tak byli wychowani ów pan i pani
Gdy siła czasm znana targała sercem pana
Mógł wkroczyć najlegalniej w próg pani sypialni
Miał taktu jednak tyle, że wpierw posyłał bilet.
Raz nie zważając na nic wszedł do sypialni pani
I ujrzał w świetle ranka przy pani kochanka.
Nie znosił metod gminu, brutalnych rękoczynów
I nie próbował wcale wieść rozmów z rywalem.
Spojrzeli i po chwili w milczeniu się skłonili
W lasku na Bielanach pan stanął na wprost pana.
Cylindry, monokl w oku i dystans stu kroków.
W obronie czci kobiety podnieśli pistolety
Zagrzmiało wystrzeliło i w niebie dziur przybyło
Na ziemi zaś pan z panem szli oblać to szampanem.
W domu zaś pan do pani rzekł po cóż serca ranić
Nie będę cię wstrzymywał, bądź wolna i szczęśliwa.
Tak rzekła – mój miły sny nasze się prześniły
On stanął na mej drodze, skończone, odchodzę.
Sam pomógł, futro włożył, uprzejmie drzwi otworzył.
A gdy już w progu stała, krew nagle w nim zawrzała.
Jak skoczy, jak nie wrzaśnie, jak kopnie ją w … no właśnie.
Skoczyła i zawyła i w mordę go strzeliła,
A potem wpół zemdlona upadła mu w ramiona
Rzekła – Och mój miły i odtąd powróciły: