2000 – Czarnocin nad Zalewem Szczecińskim

Dyrektor: Małgorzata Szmuksta i Irena Stankiewicz

Środa, 21.06.2000 r.

Do Czarnocina przyjechali pierwsi Ramole. Sfeminizowany Dyrektoriat (Irena Stankiewicz i Gośka Dębska) rozpoczął urzędowanie. Upał 35oC w cieniu. Wieczorem, przy tym upale ognisko, a smażyli się przy nim Mroczki, Kulasy, Jasiny i Dyrektoriat.

Czwartek, 22 czerwca 2000 r.

Kolejny dzień rozpoczynają znowu organizatorzy o 830 przyjechaliśmy my: Irena, Andrzej i Marcin Stankiewiczowie.
Powoli zaczyna się wszystko rozwijać. Lokujemy się z dyrektoriatem w świetlicy. Mroczek, Zdzichu i Fred idą na obchód trasy na orientację (po długim „szykowaniu” i „zbieraniu” się). Uwaga! Nie wiadomo jak będzie ta trasa wyglądała.
Około 1500 (przy stanie osobowym 55) rozszalała się burza. Wypłoszyła plażowiczów i częściowo mieszkańców namiotów. Wichura o mało co nie porwała namiotu Rybackich, pozbawiła nas za to prądu i wody (miejmy nadzieję, że na krótko). Na szczęście wszyscy byli na lądzie, nikt akurat nie pływał kajakiem więc strat w ludziach nie było. Andrzej Myszkowski zdążył przyjechać na rowerze tuż przed ulewą. A właściciele ośrodka będą teraz zbierać żaglówki po całym zalewie, bo musieli je odczepić, żeby się nie rozbiły.
Mimo wszystko ognisko (nieoficjalnie) odbyło się. Wszyscy plotkowali o wszystkich. Odśpiewano 3 (słownie: trzy) pieśni turystyczno-patriotyczne i jedną więzienną („I tylko mi Ciebie brak w tym więźniu…). Ostatni ( 3 osoby + jedna kobieta) opuścili żarzące się kłody ok. godz. 030 23.06.
Obiekt Czarnocin „chodził na agregacie” – nadal nie było prądu państwowego. Niektórzy byli upojeni winem z czerwonych winogron z piwnic J.Berładyna.
Dyrektoriat tego roku składa się ze słodkich blondynek.

Te reminiscencje spisał A.Myszkowski

Mysza, od kiedy jestem blondyną? – Chyba, że w twoich oczach – zaprotestowała Irena Stankiewicz

Wieczorem przyjechał Zbyszek Hamerlak z odciśniętymi na Mikołajkach stopami Prezesek i Prezesów AKT- u. Trzeba się teraz poznać po stopie. Zbyszek serwował przy ognisku koreczki z ciasta orzechowego (produkuje jego mama) i melona – może to będzie nowa tradycja, albo konkurencja dla Maliny.

piątek, 23 czerwca 2000 r.   godz. 2110

Stan osobowy: 110 sztuk
Mamy prąd, mamy wodę, słońce zaszło, zaraz zapłonie kolejne ognisko.
Temperatura na zewnątrz 16,8oC

A dzień minął mniej więcej tak:

Rano o 12 godzinie wyruszyla wyprawa kajakowa do Grubego, do Kopic. Dzielni kajakarze zostali podjęci piwem, a potem drugim piwem we włościach Mirka Rogińskiego (piękny domek nad Zalewem. W tym czasie deszcz zalał kajaki, więc zamiast wracać przez Zalew, załadowali się z kajakami na „Lublina” i Gruby odwiózł ich do Czarnocina.
Wieczorem Mirek przypłynął swoim dwudziestotonowym kutrem patrolowym (kupił z demobilu). Miłośnicy żeglugi wyruszyli z nim na spotkanie zachodzącego słońca. Na kuter zacumowany 200 m od brzegu musieliśmy dopłynąć pontonem, a Fred Abec poszedł pieszo przez mieliznę (w kombinezonie awryjnym Grubego – wojskowe OP1). Pogoda była cudowna. Słońce wielkie, czerwone długo zachodziło, wiatr ustał, zalew był gładki jak lustro. Płynęliśmy aż na środek Zalewu, do bramy kursowej na torze wodnym Szczecin – Świnoujście.
Władeczek ze Zdzichem Klichem zapewnili przy ognisku klimat turystyczno – artystyczny.
Pięknie grali! … usiądź razem ze mną, spróbuj mego wina (Berładyna)…
W trosce o kulturę picia częstowałem moim winem (Burgund) z moich winogron, lanym w lampki z rżniętego szkła. Przyjechał Jamnik Młodszy.
O północy zaczął się 24 czerwca czyli mieliśmy Noc Świętojańską, albo jak mówili nasi praszczurowie Noc Kupały. Dziewczyny ruszyły nad Zalew puszczać wianki, a za nimi tłum kibiców. Pierwsza była Teśka, zapewniająca o autentyczności swojego wianka. Ale Kupała zbulwersowany świętokradztwem, zesłał wichurę i nie przyjął wianków, nawet od niewątpliwych 10 letnich dziewic. Pomimo złośliwości gapiów inicjatywa Teśki była cennym wkładem w kultywowanie naszych tradycji przez coraz bardziej rozleniwione pokolenie Ramoli piwno-grilowych.
Po północy gitarę przejął Janusz Zbiorczyk i trio wokalne –   Janusz (jak popije, śpiewa tenorem), Danka Gielnik – alt i Andrzej Myszkowski – baryton brylowało do świtu. Mysza mówił, że dobrze dostraja się do altu Danki.

J.Berładyn

Sobota, 24 czerwca 2000 r.

W sobotę pogoda nas nie rozpieszczała. Wodniacy wyruszyli z Grubym w rejs do Trzebieży, ale ulewy zawróciły ich w połowie drogi. Przed południem odbył się konkurs rysunkowy dla dzieci. Ponieważ wczoraj był dzień ojca, dzieci rysowały tatusiów.
Najważniejszym wydarzeniem dnia były zawody na orientację czyli Rajd Orientalny Czarnocin ’00. Startowało 35 zawodników w 8 zespołach. Ciekawe ilu wróci…? Na drogę zostali zaprowiantowani w batoniki. Może z glodu nie padną?
Godz. 1300 – stan osobowy 125 szt. (w tym dwa zwierzaki), sporodzieci. Ilu jest faktycznych ramoli, tego nie wie nikt. Ogólnie atmosfera piknikowa, zajęcia w podgrupach.
Godz. 1340 – lunął deszcz! Biedni orientaliści mokną.
Godz. 1430 – wróciła pierwsza załoga z orientacji (Rysiek Kopeć z synem i Andrzej Stankiewicz z synem) cali mokrzy (i bardzo dobrze, znowu sprzedamy koszulki AKT).
Z imprezy na orientację wrócili wszyscy. W większości przemoczeni, ale raczej chyba zadowoleni. Zwyciężyła drużyna Kozaków i Wron „Człapaki”, ale odpornością na wilgoć wykazali się wszyscy uczestnicy.
Pogoda w kratkę, słońce świeci, deszczyk pada, a o godz. 1645 ulewa, burza i grad wielkości ziarna grochu. Ktoś zaproponował, żeby zbierać do drinków. Samochody wyją alarmami, dzieci piszczą, ludzie łapią namioty, grile, okna, psy. Obłęd!
Stan osobowy: 140 szt. Nie wiadomo gdzie to wszystko się podziewa, bo w świetlicy siedzi raptem około 20 osób. Temperatura na zewnątrz 12,8oC. Ochłodziło się.
Ciągle pada, wszyscy tłoczą się w świetlicy przy kominku susząc się i rozmawiając. Trwają przygotowania do wręczenia nagród za konkurs rysunkowy i zawody na orientację, oraz próby ATEST-u (wbrew wcześniejszym plotkom, że spektaklu nie będzie). Wciąż mokro i zimno.
Po północy powoli zaczęliśmy przemieszczać się w kierunku ogniska. Jeszcze wszyscy żyjemy porywającym przedstawieniem ATEST-u. Reżyseria znakomita, ale co z tego gdyby nie aktorzy, którzy myśl reżyserską przenieśli na gumoleum (czytaj: deski) teatru ( czytaj: świetlicy). Śledziu zagrał na 80 % swoich możliwości. Całe szczęście, bo gdyby zagrał na 100%, bisowaliby do rana.
Przy ognisku zaczął granie Janusz Zbiorczyk, a skończyła Marysia Błażejowiczówna. Było bardzo sympatycznie. Troszkę spowalniał śpiewy Mysza, ale po tylu dniach miał prawo. Ok. 330 Malina podała piernik. Rzuciło się na niego 29 osób (Malina się nie rzuciła – dlaczego?). Około 521 przy ognisku zostało 7 osób (została wykonana dokumentacja fotograficzna)
– Marysia Błażejowicz
– Ula Błażejowicz
– Błażej Błażejowicz
– Agnieszka Abec
– Piotr Rotter
– Mysza Myszkowski
– Janusz Mroczek

Niedziela, 25 czerwca 2000 r.

Nie mam natchnienia, ani wytchnienia. Zerwałam się skoro świt, tj.o 630 i czekałam na wyjście ekipy, pod wodzą Błażejowicza i Zdzicha, mającej zbierać oznakowanie punktów Rajdu Orientalnego. Wycieczka wyruszyła dokładnie o godz. 705. Zaraz na plaży przywitały nas orły bieliki szybujące w poszukiwaniu śniadania, towarzyszyły nam też dwa pieski z Frajdy: i Gabrysia, które potem pognały tropem młodych lisków. Piotr Rotter cmentarzu znalazł widelec do ryby? Skąd się tam wziął? (Nie Piotr ale widelec.

B. Abec

Regulamin Spływu na Dmuchawcach

1. Dmuchawiec – pojazd pływający (materac, ponton, dętka samochodowa, dmuchany parostatek i inne konstrukcje dmuchane) o napędzie przede wszystkim ręcznym.

2. Spływ na Dmuchawcach rozgrywany jest w dwóch kategoriach:
a) Dzieci
b) Ramoli

3. W kategorii Dzieci mogą startować wszystkie dzieci oraz zdziecinniali Ramole, którzy boją się osądu Niezawisłej Komisji Sędziowskiej.
Spływ w kategorii Dzieci rozgrywany jest na trasie wyznaczonej przez Komandora Spływu.
Zwycięzcą zostaje zawodnik, który najszybciej pokona trasę. Spływ dzieci może być rozgrywany w różnych kategoriach wiekowych.

4. W kategorii Ramoli mogą startować Ramole i zramolałe dzieci. Zadaniem zawodników jest dopłynąć do mety wytyczoną prez Komandora trasą, bawiąc publiczność, albo utonąć z honorem.
Niezawisła Komisja Sędziowska ocenia:
a) statek pływający zwany dmuchawcem             do 10 pkt
b) styl w jakim zawodnik pokonuje trasę              do 10 pkt
c) przyznaje za 1 miejsce na mecie                            10 pkt
za 2 miejsce na mecie                              8 pkt
za 3 miejsce na mecie                              5 pkt
za dopłynięcie do mety                            2 pkt
za przekroczenie limitu czasu                 – 5 pkt

5. Zwycięża i zdobywa puchar przechodni zawodnik, który zdobędzie największą ilość punktów.

6. Zawodnik, który trzykrotnie zwycięży, zdobywa puchar na własność i funduje nowy puchar.

7. Komandorem spływu zostaje Jamnik Młodszy. Funkcja jest dziedziczna (w drodze wyjątku dziedziczyć może przysposobiony lub adoptowany Ramol).

8. Do obowiązków Komandora należy przygotowanie i przeprowadzenie spływu oraz wyznaczenie trzyosobowej Niezawisłej Komisji Sędziowskiej spośród najszacowniejszych Ramolek i Ramoli.

9. Komisja sędziowska:
a) wyznacza limit czasu na przepłynięcie trasy,
b) ocenia przed startem dmuchawce,
c) ocenia styl pokonywania trasy w trakcie zawodów,
d) podaje wyniki i dekoruje (całuje) zwycięzców,
e) korzyści materialne przyjmuje dyskretnie, aby zapobiec zgorszeniu publicznemu.

Pomimo tak wspaniałego regulaminu, wspaniałych nagród (w tym głównej wykonanej własnoręcznie przez młodego Jamnika), do zawodów przystąpiło tylko dwóch zawodników, po jednym w każdej kategorii, tzn. Michał Baraniecki i Janusz Berładyn, kibiców było znacznie więcej, pogoda taka sobie i może ona właśnie odstraszyła innych zawodników. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku będzie lepiej.

To tu, w obok widocznym ośrodku Odbyło się XXII Spotkanie Pokoleń.
My byliśmy zadowoleni, gospodarze Magda i Paweł Jędrzejczykowie również, dlatego też miejsce to może być brane pod uwagę przy organizacji innych imprez turystycznych.
Na spotkaniu w Czarnocinie było (tyle jest na liście) 167 osób (w tym dwa zwierzaki). Może ktoś się nie wpisał, może na liście znalazł się przypadkowo.
O „przypadkowych” osobach na Spotkaniach Pokoleń należałoby podyskutować, jeżeli Spotkania mają być nadal spotkaniami braci turystycznej, a nie kółkami „Towarzystw wzajemnej adoracji”.

Dyrektoriat