1981 – Stare Łysogórki

III Spotkanie Pokoleń
Chatka Dolina 27-28.06.1981r.
Stare Łysogórki

Fragmenty

Rozpoczynamy kronikę z III Spotkania Pokoleń.

W przeddzień tzn dnia 26 czerwca pierwsza przybyła do chatki pisząca te słowa Beata Dereń. Zastałam tam już, ku mojemu zdziwieniu, Jacka Różyckiego obozującego w Chatce już od czwartku.
Po pierwszym dniu stan Chatki wynosił 22 osoby. […]

Na ognisku 28 czerwca:

  1. przebojem była piosenka w wykonaniu Pinokia pt. “Wiera…”
  2. Malina częstowała piernikiem (załapało sie 38 osób)
  3. Wujo złamał ławkę
  4. Błażej i Kitek oślepiali zgromadzenie
  5. Elektrycy sie upili (donos od Błażeja)
  6. Pan Janeczek nie wygląda świeżo
  7. Nad ranem Mroczek gnębił grą na gitarze
  8. Błażej o 540 poszedł oddać mocz
  9. Wuja objaśniał po rosyjsku co to jest granat
  10. B.H. został łajdakiem teoretykiem
  11. Błażej nie wraca (pewnie go zassało)
  12. Błażej ma martwy wyraz oczu
  13. Mroczek zakłada chór wujów
  14. Marny przyznał się do założenia panu Janeczkowi prewentera.

Trochę statystyki:

  • 105 uczestników
  • 9 samochodów
  • 21 namiotów
  • 1 mały biały pies + 2 Jamniki + Georg – pies swego pana Błażeja
  • 14 dzieci
  • bardzo fajne przedszkole – dowód – Marek Rutkowski obudził się przed 500 i pierwsze jego słowa “…czy przedszkole już czynne?”

Na specjalne życzenie koleżanki Mrówki zamieszczamy relację z niedzielnych zawodów, które, mamy nadzieję, wejdą do kalendarza oficjalnych imprez sportowych, a stamtąd już tylko krok do olimpiad, rozgrywek miedzypaństwowych itd, itp.

A więc zaczynamy !

W niedzielę w godzinach południowych na malowniczych zakolach przeuroczej i uwielbianej przez turystów rzeczki Słubi odbył się

I Spływ na Dmuchawcach im. Gosi Doleczek

Na starcie stanęła doborowa drużyna rekrutująca się spośród dzielnego bractwa turystycznego. Reprezentowali oni siłę i tężyzne fizyczną, której wielu mogłoby im pozazdrościć.

Dmuchawiec – pojazd pływający (materac, ponton, dętka samochodowa itp.) o napędzie przede wszystkim ręcznym.

Sprzęt wybrano dość typowo – były to bowiem materace, ale za to ubiory zawodników przedstawiały w całej okazałości różnorodność gustów i fantazje zawodników. Znakomicie prezentował sie Stary Jamnik w fioletowej olimpijce. Błażej w ekscentrycznej czapeczce szczególnie dobrze przedstawiał się z lotu ptaka.
Nie wiem tylko po co Mrówka przedzierała sie przez chaszcze ofiarnie towarzysząc spływowiczom?
Gorąca atmosfera zawodów nawet Georga zdopingowała do pokazania swoich wdzieków prawie w całej okazałości, a przy okazji zawodów Kopeć spiekł sobie plecy na raka.
Zawody zakończyły się zwycięstwem Młodego Jamnika przybyłego na Spotkanie Pokoleń prosto z szeregów LWP. Jak widać pobyt tam sprzyja rozwojowi fizycznemu. Licznie zgromadzone tłumy wiwatowały na cześć triumfatora, któremu wręczono autentyczny kryształowy puchar, czyli “Cristal Cup” – niestety nagrodę przechodnią.
Zobaczymy czy w przyszłym roku utrzyma swoją nagrode.

A oto oficjalna relacja ze spływu:

I Spływ na Dmuchawcach rzeką Słubią im. Gosi Doleczek

… odbił sie szerokim echem w prasie powiatowej. Publikatory zostały zalane: relacjami, sprawozdaniami i reportażami dotyczącymi tej jakże wspaniałej imprezy sportowej. Zwycięzcy (i nie tylko) do dnia dzisiejszego nie mogą opędzić się od licznych i jakże natarczywych reporterek i reporterów.
Aby nie być gołosłownym cytuję artykuł jednego z najbardziej poczytnych czasopism – “Odciska”.

Oto on:

“I stało się. I Spływ na Dmuchawcach, który miał uświetnić III Spotkanie Pokoleń przeszedł do historii, co jest o tyle ciekawe, że wg posiadanych przeze mnie informacji w ogóle się nie odbył (są tacy, którzy twierdzą coś wrecz przeciwnego).
Zamiast spływu byliśmy świadkami pasjonującego biegu z przeszkodami (tylko dlaczego zawodnicy biegli z materacami ratunkowymi skoro rzeczka jest taka płytka?).
Jakże przyjemnie było zatopić sie w nieprzebranych gąszczach leśnych łagodnie opadających ku malowniczej Słubi i szczękając zębami (to z powodu rozkosznego dreszczyka emocji) czekać, aż pojawią się ci lepsi.
I oto nagle dochodzi do mych uszu wzmagający się szum wody (coś jakby Wodogrzmoty Mickiewicza albo zerwana zapora w Myczkowcach). A w chwile później dyskretnie, delikatnie pieszczące ucho, a zarazem pełne wigoru i radości porykiwania zbliżającej sie stawki zawodników.
Idą jak burza. Zmiany są krótkie i ostre. Tempo szalone. Co chwilę któryś pada na niesiony ze sobą materac markując pływanie. Ale szybko podrywa sie na nogi i długimi susami stara sie zmniejszyć dystans do reszty współzawodników, którzy ociekając wodą i potem z zadziwiającą lekkością zgodnie mkną w jedynym słusznym kierunku – z prądem rzeki. Przeszli jak błyskawica.
Ale to jeszcze nie wszyscy. Na trasie czają sie jeszcze trzy czarne konie (co tam konie – ogiery) dzisiejszych zawodów. Oni pokonują trase z ekonomiczną predkością. Nie spieszą sie, gdyż wiedzą, że nie zwycięstwo jest najważniejsze. Poza tym są w gorszej sytuacji niż ci młodsi (wiadomo – Młodzi! Pstro w głowie) – ciąży im bowiem bagaż doświadczeń życiowych, trosk rodzinnych. Problemów mają moc. Są przecież ojcami dzieci swoich żon, a czuły węch zwiastuje nadchodzący kryzys. Jak sobie z nim poradzić? Dokąd przed nim uciekać? A jeśli uciec, to tylko przed nim, czy również od rodziny? Pytania kłebią sie w ich chłodzonych łagodnym zefirkiem głowach, ale sie nię poddają.
Z godnością jaka przystoi ich społecznej pozycji, statecznych głów rodziny, ze skupieniem na twarzach, poddają sie bystremu urokowi potoku, w większych lub mniejszych odstępach, powoli, ale ciągle do przodu przemieszczają sie w czasie i przestrzeni. Aż do mety.

A oto oficjalne wyniki:

  1. Młody Jamnik – zdobywca pucharu przechodniego
  2. Stary Jamnik- 24 sek. Straty
  3. Małolat- 25 sek.
  4. Żuro- 35 sek.
  5. Marek Gruszczyński- 45 sek.
  6. Rysiek Kopeć- 620 sek.
  7. Błażej- 3600 sek.

Trzeci – stateczna głowa rodziny (Janusz Berładyn) wycofał sie na trasie (z powodu odniesinych obrażeń – dop.red.). Nagrodę specjalną za walkę “fair play” i szkody moralne poniesione w wyniku ciągłego towarzystwa Georga przyznano nestorowi zawodów – Błażejowi.
Na szczęście nikt się nie utopił, chociaż gdy pomyślę o Georgu to szczerze tego żałuję. Ale może za rok będzie lepiej.
W wiarygodność swoich informacji nie wątpię, gdyż pochodzą z mojej własnej ręki (i to lewej, a tę cenię najbardziej).

Specjalnie dla “Odciska”

Ponury

Przedrukowano (czyt. przepisano) bez zgody autora!

“Odcisk” nr 31 – grudzień’81 s. 6-7