BH – Moje wspomnienie o Rajdach PS

Moje wspomnienie o Rajdach PS z lat 70-tych XX wieku.

Tak się złożyło, że jesienne Rajdy Politechniki Szczecińskiej miały zawsze dla mnie szczególne znaczenie.

Na V Rajdzie PS, w październiku roku1970 poznałem wspaniałą dziewczynę, studentkę PAM Krystynę, początkującą tak jak i ja turystkę. Po trzech latach Krystyna stała się moją żoną. Jest coraz piękniejsza i dojrzalsza i trwa w tym związku ze mną już przeszło 50 lat.

I jak tu nie wierzyć w mądrości ludowe powtarzane przez mojego kolegę płk Tadka Jarosławskiego który mawiał;… śmierć i żona od Boga przeznaczona…

Na rajd wybraliśmy się duża grupą. Dominowały studentki PAM i studenci Politechniki a szczególnie Wydziału Elektrycznego. O ile dobrze pamiętam w grupie wędrowali: Krystyna-Cytryna, BH, Rysiu Soroko, Heniuś Zamaro, Jadzia Mazurek, Waciu Adamkowicz, Krystyna Kostrzewska, Basia Kisiecka, Heniu Jaskulski, , Danusia Kawałko. Bożena Korowicka, Stasiu Czyż,  Andrzej Trajgis i Teresa Kobylak.

Szliśmy trasą z Pyrzyc przez Kluki i Przelewice na nocleg w Kłodzinie a następnego dnia w niedzielę  z Kłodzina przez Chrapowo na metę w Pełczycach. Całe bite 38 kilometrów.

Noclegu który w tamtych latach przeważnie był w stodołach lub świetlicach i był atrakcją samą w sobie nie pamiętam. Pewnie z nadmiaru wrażeń lub postępującej demencji starczej albo opisać nie mogę aby nie być posądzonym o nieobyczajność, jak to mawiają prawnicy. Opcja jest do wyboru przez czytelników. Ale pamiętam, że na zakończeniu Rajdu na stadionie w Pełczycach zaczął padać obfity, i ciągły jak to u nas w październiku, wcale nie ciepły deszcz jesienny.

Wracaliśmy pociągiem z Pełczyc nie istniejącą już dziś linią kolejową do Choszczna i dalej z przesiadką do Szczecina. Dziś po nasypie dawnych torów biegnie piękna, zbudowania za pieniądze Matki naszej Unii ścieżka rowerowa z Choszczna do Pełczyc  i dalej do Barlinka i Myśliborza.
Jako że w Choszcznie mieliśmy sporo czasu na przesiadkę do Szczecina Jurek Leciej wlazł na peronie na latarnię dworcową i wygłosił do zgromadzonego narodu ( uczestników rajdu i przypadkowych podróżnych) monolog pod tytułem: Pogrzeb Ciotki.

Dzieło to które usłyszałem po raz pierwszy (ale nie ostatni w życiu ) wstrząsnęło mną dogłębnie ze względu na jego wzruszającą pełną dramatyzmu treść i mistrzowskie wykonanie Jurka.

Ponieważ deszcz nie ustawał i byliśmy już kompletnie przemoczeni mój serdeczny przyjaciel ze studiów, nieżyjący już od lat, Rysiu Soroko zaprosił naszą całą przeszło dziesięcioosobową grupę rajdową w gościnę do swoich rodziców mieszkających niedaleko dworca PKP w Choszcznie.

W ciągu kilku minut stanęliśmy przemoczeni, zziębnięci na progu małego domku Państwa Soroków przy ulicy Kopernika. Jakież było zdumienie Gospodarza i Gospodyni bo oczywiście Rysiu nie powiadomił o chęci zaproszenia gości, Rodziców. Zresztą jak miał to zrobić skoro nie było w tych czasach komórek, smartfonów i innych tego typu wymysłów.

Gospodarze byli wspaniałymi ludźmi i natychmiast usłyszeliśmy od nich: Gość w dom-Bóg w dom. Proszę wchodźcie!

Józefa i Franciszek (bo tak nazywali się rodzice Rysia) ugościli nas serdecznie tak jak za dawnych lat bywało. Wszystkim czym mieli.

Potem gdy już z żoną Krystyną zamieszkaliśmy w Choszcznie odwiedzaliśmy się przy każdej sposobności.

Jeszcze po latach pan Franciszek wspominał tamten wieczór i twierdził, że wypiliśmy wtedy wiadro herbaty. Ponieważ Państwo Soroko mieli trzech synów Franciszek mawiał często że Krystyna jest jego przybraną córką.

To był wspaniały czas i wspaniali ludzie. Byli naszą najlepszą  Rodziną i Przyjaciółmi w Choszcznie. Tego się nie zapomina.

Minęły lata. Wspólnie z Krystyną studiowaliśmy, działaliśmy w turystyce lub działaliśmy w Turystyce i studiowaliśmy. Chodziliśmy na Rajdy, prowadziliśmy mniejsze czy większe imprezy turystyczne.

Zawsze razem, zawsze wspólnie.

Aż w dniu 20 października 1973 roku zalegalizowaliśmy nasz związek przed Bogiem w Kościele pw. Św. Marcina w Kotli.

Naszą pierwszą imprezą turystyczną zaraz tydzień po ślubie był VIII Rajd PS z zakończeniem w Węgorzynie.

Tak, że z całą pewnością była to nasza podróż poślubna. Prowadziliśmy wspólnie  z żoną Krystyną trasę nr 13 z Cieszyna Łobeskiego przez Głowacz i Przytoń, gdzie był nocleg, (to chyba nasza noc poślubna) i dalej do Węgorzyna.

Była przepiękna słoneczna pogoda. Prawdziwa złota polska jesień z niteczkami babiego lata i złoto-żółtobrązowymi liśćmi. Na trasie rajdu i mecie w Węgorzynie towarzyszyli nam Przyjaciele: Iza i Jurek Gibaszek, Kaziu Furmańczyk, Stefan Błażejowicz i Gosia Doleczek, Helenka Oskwarek, Jasiu Krzysztoń, Jasiu Kaczanowski (wice kierownik Rajdu) i inni.

Na noclegu odpaliliśmy niezawodne, pozyskane w NRD (Niemiecka Republika Demokratyczna) z demobilu Wermachtu ,  maszynki benzynowe Juwel 34. Ich miły charakterystyczny terkot był jak najpiękniejsza muzyka czasów naszej prostej turystyki.  Gotowaliśmy na nich zupki w proszku marki Winiary i herbatkę Ulung. Rarytasem turystycznego menu była konserwa turystyczna (załatwiana u zaprzyjaźnionej sklepowej z pod lady) i paprykarz szczeciński. Do tak wykwintnej kolacji podawany często był Grzaniec sporządzany na bazie taniego wina marki Wino z goździkami i cukrem waniliowym. Do dziś jeszcze w ustach czuję ten jego niebiański smak.

A potem wieczorne ognisko i wspólny śpiew do świtu. Piosenki może nie były muzycznie i literacko bardzo wysmakowane i wypieszczone, ale mógł je zaśpiewać każdy. Nawet takie muzyczne beztalencie jak ja, BH.

Nasza podróż poślubna udała się znakomicie i pomimo trzynastego numeru trasy  przyniosła nam szczęście w życiu.

Małżeństwo nasze pomimo  różnych trudności trwa nadal już od przeszło pół wieku a my wspieramy i kochamy się mocno, coraz mocniej!

BH

Recz Dolina Rosomaka nad Iną dnia 25 lipca 2024 roku